Niestety ciąży mu propagandowy zapał. Im bliżej końca, tym więcej łopatologicznych gadek o wyższości aliantów nad wrogiem. Wrodzony cynizm Bogarta daje jakoś radę sprowadzić to na ziemię, ale scena kłótni między Niemcem i Włochem (który postanowił nie walczyć przeciw aliantom, bo poznał gdzie jest dobro a gdzie zło) wydaje się trochę żenująca. Szkoda, bo jako kino wojenno-przygodowe ogląda się to przyjemnie. Przywodzi na myśl "Siedmiu samurajów".
A przepraszam, że tak nieśmiało się zapytam - tej wyższości nie było? Oświeć mnie w tej kwestii.
Powiedziałbym tak: nie wypada osądzać o własnej wyższości nad kimś innym. U jednostki jest to brak skromności, a w skali makro - propaganda.
Hm, szlachetne niby, ale gubisz gdzieś przy okazji holokaust i parę innych spraw, które jednak sprawiły, że to była walka ze złem, jakkolwiek prymitywnie by to nie zabrzmiało. Propaganda? Wzniosłe teksty? Na polu bitwy - norma; trzeba hartować morale, bez tego nie ma szans - to jest, paradoksalnie, realizm.