Pomimo tego, że film naprawdę mi się podobał to nie zawita on w gronie moich nolanowych ulubieńców tj. Interstellar czy Incepcja. Być może popełniłem błąd czyli wcześniej zwizualizowałem sobie klimat tej opowieści jako bardziej dramat osobisty/rozterki moralne, niż dramat polityczny. Oczekiwałem coś w stylu Pierwszego człowieka, gdzie wydarzenia historyczne są w tle, a na pierwszym planie rozgrywają się dylematy i perspektywa jednostki, a otrzymałem bardziej Czas Mroku, czyli reportaż historyczny z ogromną ilością nazwisk, które trudno zapamiętać nawet przez 3h. I tylko dlatego, że przed filmem obejrzałem 2 filmy na YouTubie i przeczytałem hisotrię Oppenheimera na Wikipedii to mniej więcej kojarzyłem fakty, które przyćmiły rozrywkę. Nie każdy odbiorca zna się na wszystkim, jeszcze mniej zna historię fizyki jądrowej, dlatego ten film nie przypadnie do gustu większości kinomanów.
Teraz byłbym zwolennikiem uproszczenia i skrócenia go, ale kto wie czy wtedy nie powstałyby głosy przeciwko?
Dla mnie też było za dużo nazwisk i faktów. Jako dramat/thriller bez polityki działa znakomicie. Świetny montaż i sceny przesłuchania przez Jasona Clarke'a. Na plus najbardziej zaskoczył mnie Alden Ehrenreich, po którym nie spodziewałbym sie takiej roli. Widac, że Nolana kręci temat kosmosu i fizyki (patrz Interstellar, Incepcja, Tenet)
Oj zdecydowanie - ~pierwsza połowa filmu mocno przytłacza tym ile się dzieje i nie każdemu się to spodoba. Mnie to kupiło, bo faktycznie dzięki temu bardziej wczułem się w atmosferę wyścigu z Niemcami i drugą połowę, kiedy już wynik wyścigu był znany i film zwolnił, oglądało mi się bardzo przyjemnie. Imho ta formuła była spoko.
A mnie się właśnie dlatego podobał, i to bardzo. Lubię filmy polityczne, lubię też takie z efektami artystycznymi i z wewnętrznym dramatem bohatera (nie mylić ze specjalnymi), a tu miałam Trójcę ;).
Edit: A mnie się właśnie dlatego podobał, i to bardzo. Lubię filmy polityczne, lubię też takie z efektami artystycznymi (nie mylić ze specjalnymi) i z wewnętrznym dramatem bohatera, a tu miałam Trójcę, czyli Trinity ;).
W kategorii "polityczne" to bardziej podobał mi się fabularnie film "Vice" z Christianem Bałem, choć techniczne montaż, dynamika i forma u Nolana jest absolutny top.
Te czarno-białe sceny skojarzyły mi się filmem "Good night and good luck"
https://www.filmweb.pl/film/Good+Night+and+Good+Luck-2005-10915
Mam podobnie - myślałem, że po wybuchu w Hiroszimie film skupi się całkowicie na rozważaniach moralnych, a została godzina kwestii politycznych wojenek. Co prawda zyskał na tym u mnie mocno Downey Jr., który miał świetną rolę.
ale właśnie chodziło o to, żeby pokazać co się stało z Oppenheimerem po wojnie i jak został potraktowany. On jako jeden z niewielu skrytykował podejście USA do używania atomu i za to został napiętnowany.
Na mnie ten film zrobił ogromne wrażenie. Zaczynajac od niesamowitego aktorstwa w wykonaniu Cilliana Murphy i RDJ, po muzykę i scenariusz. Przewiduje wiele nominacji i wygranych w przyszłorocznych Oscarach.
Mam podobne odczucia obecnie świeżo po seansie, ale jednak ta gra aktorska. Noo wynagrodziło
Mi sie nie podobala pierwsza czesc. Troche jak przedluzony wstep. Po co te wszystkie postacie, lokacje.
Film porusza. Nie tylko ze względu na sympatię dla głównego bohatera. Powiedzieć, że temat jest aktualny, to jak nic nie powiedzieć. Gdyby teoretycznie okazał się ostatnim arcydziełem filmowym w historii ludzkości, czy to nie byłoby piękne w swoim nieskończonym tragizmie? Póki co, nie jest to jeszcze pewne.
Pierwsza godzina filmu wbrew wielu uwagom, jest genialna i nieszablonowa. To coś nowego i dobrze oddaje klimat czasów i sens wydarzeń. Z biegiem minut ta forma nabiera sensu i pozytywnie wpływa na całokształt.
Jeśli ktoś waha się po Tenecie, niech idzie śmiało do kina. Polecam.
Dawno nie ogladalem tak epickiego kina , mialem wrazenie ze to byl mix interstellara I prestizu , muzyka - swietna , gra aktorska genialna. Film ciezki ale nie zamlulal , trzeba sie skupic bo ilosc nazwisk faktycznie przytlacza I mozna sie pogubic chyba ze ktos sie interesuje historia projektu Manhattan I zimna wojna . Film dlugi - ale zdecydowanie warto.
Dla mnie też, genialnie wyważony mix interstellara i prestiżu. Nie znając historii i skupiając się w pełni, poznałam przekrój życia i motywacji człowieka, zachęcił mnie do przeczytania biografii, eksplorowania tematu. Świetnie wyważony, na gorąco tyle mogę powiedzieć. Chyba najlepszy biopic jaki widziałam. Film długi tylko dlatego, że fotele kinowe nie są przystosowane do 3-godzinnych seansów. Temat i podejście do niego uwypukla pewne strony historii, które można odnieść do naszych dzisiejszych dylematów technologicznych. Lubię ten uczuć, kiedy film chodzi za mną całymi dniami, ten będzie.
Mam podobne odczucia, o filmie trudno zapomnieć, zgłębiam temat również, i to pytanie po seansie, czy żałował, miał wyrzuty sumienia?
Gdzie wy widzicie miks znakomitego "Interstellara" czy bardzo dobrego "Prestiżu"? "Oppenheimer" to inny gatunek przede wszystkim - bardzo dobre sceny przesłuchań i dialogi, ale to bardziej dramat polityczny. Prędzej mi się z filmem "Dwunastu gniewnych ludzi" kojarzy, gdzie najważniejsze są sceny za zamkniętymi drzwiami. W "Interstellarze" rządziła fizyka i kosmos, znany astrofizyk współpracował, aby fabuła miała podstawy naukowe i to było piękne. Nawet mam książkę tego naukowca i ją czytam. W "Oppenheimerze" fizyka i bomba to ozdobniki - to film o władzy przede wszystkim. Nie mówię, że zły, po prostu dostałam coś innego niż chciałam zobaczyć. Mam nadzieję, że Nolan wróci w kosmos i do filmów, w których nauka stoi tak wysoko jak w "Interstellarze".
Weszłam tu, by opisać moje wrażenia z filmu, a okazuje się, że ktoś już je dokładnie zwerbalizował. :) Dzięki. Wyraziłeś niemal słowo w słowo to, co czułam po seansie. I świetnie, że wspomniałeś o "Pierwszym człowieku", bo to jest znakomity obraz, znacznie bardziej stonowany i 'intymny', właśnie skupiony bardziej na perspektywie indywidualnej niż wielkiej historii i rozgrywkach politycznych. "Oppenheimer" mnie po prostu zmęczył. Rwaną narracją, gąszczem nazwisk, przeskokami w czasie. To monumentalne dzieło ze wszystkimi tej monumentalności negatywnymi konsekwencjami.
Historia budowania bomby, zwieńczona próbą atomową była spektakularna, ale po Hiroszimie spodziewałem się skręcenia bardziej w stronę filmu psychologicznego a tak się nie stało. Jest co prawda fajna scena, w której Oppenheimer nie jest w stanie patrzeć na zdjęcia ofiar wybuchu pokazywane na projektorze, ale jednak praktycznie cała trzecia godzina to raczej żonglowanie nazwiskami.
Dokładnie te same odczucia! Nie lubię filmów biograficznych, bo mam wrażenie, że reżyserzy mają problem ze zdecydowaniem się o czym chcą ten film zrobić, z uchwyceniem za co ta postać zasługuje na film. Poruszają każdy wątek, wprowadzają miliony postaci, bo wypada. Miałam nadzieję, że kto jak kto, ale Nolan ogarnie, niestety tak nie było. Jako osoba z beznadziejną pamięcią do twarzy i nazwisk, wyszłabym absolutnie sfrustrowana, gdyby nie to, że oglądałam niedawno dokument na ten temat.
Na plus aktorzy i dźwięk! Kiedy odpalali maszyny lub kiedy zaczął sobie wyobrażać kolegów jako ofiary lub na początku, kiedy wizualizował sobie te zasuwające elektrony. Mamma mia, aż myślałam, że mamy w Polsce trzęsienie ziemi ;D
Nolan popełnił błąd, którego nie popełnił Oppenheimer. Jest w filmie taka scena, która dzieje się już w Los Alamos - rozmowa Oppenheimera z przyjacielem Isidorem Rabi, który pyta go kto będzie kierował działem teoretycznym (1 z 4 działów całego projektu Manhattan). Oppenheimer odpowiada, że on, na co Rabi: nie boisz się, że złapiesz zbyt wiele srok za ogon? Nolan przeszarżował i chcąc pokazać wszystko nie pokazał zbyt wiele tego, co zachwyciłoby masowego widza. Po prostu za mało o samym projekcie Manhattan, a za dużo o życiu Oppenheimera przed i po Los Alamos.
Pewnie nie bez powodu film nazywa się "Oppenheimer", a nie "Los Alamos" czy "Projekt Manhattan".
Kwestia, że sama historia Oppenheimera z tej trójki jest najmniej ciekawa, i przedstawiona bez konkretnego zakończenia.
Jesteśmy przyzwyczajeni do łatwostrawnych treści. Mi się podobało, że trzeba było się wysilić oglądając ten film
W końcu jakiś film od paru lat, który trafi na bardzo wysokie miejsce na liście filmów wszechczasów. Kilka dni temu był na TVP Dokument film o Edwardzie Tillerze i jego relacji z Oppenhimerem, coś takiego robi świetny grunt przed obejrzeniem tego kinowego dzieła.
Dla mnie film nazbyt przekombinowany, jakby twórcy w którymś momencie zapomnieli w która stronę i o czym ma być ten film.
zgadzam się, również mam odczucia, że zabrakło konsekwencji w budowaniu tego filmu i był taki rozkrok między biografią (dominacja w pierwszej część filmu) a dramatem politycznym (dominacja w drugiej części filmu), co nie wyszło za dobrze...
Innemu reżyserowi bym powierzył ten film. Niby historia ciekawa, aktorzy świetni... ale coś nie zagrało. Cilianowi nie pozwolono zabłysnąć, bo pół filmu patrzy się prosto w kamerę. Oscar zależy od tego jaka będzie konkurencja.
Dokładnie moje odczucia! Też pomyślałam o pierwszym człowieku, który był dla mnie genialny. Ubrałeś w słowa moje mieszane odczucia co do tego filmu
pełna zgoda - oglądając czułam się wręcz nomen omen bombardowana faktami, nazwiskami - oglądałam starając się skupić, ale nadal ciężko było mi nadążyć za wątkami, a jeszcze do tego wyłapywać sens i smaczki w padających tekstach -no mój procesor nie dawał rady, może to już starość ale cieszę się że nie tylko ja tak miałam :D jednak ogromny plus za efekty specjalne mające na celu ukazanie przeżyć, emocji, stanu umysłu Oppa - cudo.