Recenzja filmu

Nie jesteśmy aniołami (1955)
Michael Curtiz
Humphrey Bogart
Aldo Ray

W kajdanach, ale z duszą na ramieniu

"Nie jesteśmy aniołami" to lekka, świąteczna przypowieść o odkupieniu osadzona w karaibskim, malowniczym krajobrazie. Jednakże dla współczesnego widza film może wydawać się zbyt sztywny jak na
Aniołowie stróże ponoć przyjmują wiele form, aby strzec od złego. W czarnej komedii Michaela Curtiza przybywają pod postaciami uroczych (?) skazańców.
W wigilię Bożego Narodzenia portowe miasto Cayenne w Gujanie Francuskiej staje się azylem dla trzech zbiegów z kolonii karnej. Nie tracąc czasu, przestępcy kierują się do pobliskiego sklepu kolonialnego, gdzie, pod pretekstem pomocy, skrywają się na dachu. 

Docelowo planują rabunek, morderstwo oraz ucieczkę drogą morską do Francji. Wystarczy jednak kilka chwil, by typki spod ciemnej gwiazdy pokazały swoją ludzką stronę i gołębie serce. Śledząc problemy finansowe małżeństwa prowadzącego sklep i perypetie sercowe ich nieszczęśliwie zakochanej córki, postanawiają zmienić swoje podejście. Fałszerz Joseph (Humphrey BogartHumphrey Bogart) sprzedaje niepotrzebne klientom towary, kasiarz Jules (Peter Ustinov) otwiera nieotwieralne zamki, a morderca Albert (Aldo Ray) doradza w sprawach sercowych. Wprawdzie niespodziewani aniołowie czynią wiele dobra rodzinie, jednak nie zapominają o swoich kryminalnych inklinacjach.

Scenariusz "Nie jesteśmy aniołami" powstał na podstawie popularnej sztuki teatralnej z lat 50. Produkcja przywodzi na myśl raczej kolejną odsłonę teatru telewizji, bo całość akcji rozgrywa się praktycznie w kilku pomieszczeniach, a wydarzenia przedstawiono w sposób statyczny. W odbiorze wydarzeń przeszkadza nierówne tempo akcji, zwłaszcza w pierwszej części produkcji, która jest przegadana. Wydaje się, że filmowi zrobiłoby dobrze, gdyby został skrócony o kwadrans.

Właściwie dopiero magia Technicoloru i przepiękny motyw muzyczny Sentimental moments przypominają widzowi, że to hollywoodzki film. I to naprawdę niespotykany jak na tamte czasy. Ze świecą szukać bożonarodzeniowej czarnej komedii w tak doborowej obsadzie (na liście płac Joan Bennett czy Basil Rathbone) i z tak zaskakującą fabułą. Bogart i Ustinov zostali obsadzeni na przekór dorobkowi aktorskiemu i zdecydowanie podołali zadaniu. Na szczęście reszta stawki aktorskiej dzielnie dotrzymuje im kroku. Jak przystało na klasyczną komedię, rozmówki ekscentrycznego tercetu obfitują w zabawne obserwacje, puenty. Nie są to jednak salwy śmiechu na miarę klasyków z lat 80. czy 90. Wszystko w granicach kodeksu Haysa, panie i panowie!

"Nie jesteśmy aniołami" to lekka, świąteczna przypowieść o odkupieniu osadzona w karaibskim, malowniczym krajobrazie. Jednakże dla współczesnego widza film może wydawać się zbyt sztywny jak na klasyczną komedię i za mało brawurowy jak na czarną komedię. Niemniej trzeba pamiętać, że produkcja liczy sobie blisko 70 lat, a więc jest w wieku emerytalnym dlatego sporo więcej można jej wybaczyć. Uczciwe 6/10.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones